Wracałem wczoraj samochodem z Austrii - byłem na nartach w Sölden. Na fragmentach dziesięciogodzinnej trasy nie było ograniczeń prędkości, więc jechałem (jako pasażer) z prędkościami z przedziału 140-200 km/h. I miałem objawienie: strach przed lataniem jest absurdalny - szczególnie w odniesieniu do jazdy samochodem.
Jadąc samochodem po ziemi, absolutnie wszystko jest przeszkodą lub powodem wypadku. Każda jedna bariera, słup, budynek, drzewo, płot, maszyna, inny samochód. Każda nierówność na jezdni, każda dziura, poźlizg, trochę rozsypanego żwiru, mokra nawierzchnia. Spotkanie z jakimkolwiek zaburzeniem trasy z prędkością z ww. przedziału to gwarancja śmierci. A takie spotkanie jest w pewnym sensie nieuniknione. Nie możesz nie jechać po asfalcie. Nie możesz nie mijać budynków.
A w samolocie? Liczba przeszkód jest bliska zeru. Powody wypadków to niesprawny sprzęt, zła pogoda, błąd pilota. Koniec listy. Możesz lecieć 800 km/h. W linii prostej. Bez żadnych przeszkód immanentnych transportowi kołowemu.
Zresztą statystyki mówią swoje. Nawet najbardziej "niekorzystnie" skorygowane statystyki potwierdzają, że latanie jest dużo bezpieczniejsze. Teraz, oprócz danych analitycznych mam swój argument anegdotyczny. q.e.d.
Wniosek: bardziej boję się jechać samochodem, niż latać samolotem.